#3 Znaleźć dom na końcu świata
Tournus, ciemna noc, zrywa się Inga:
-Natalia zbieramy się!Epicka prostota tego dialogu rozbraja mnie do dzisiaj. :D Ja bałam się zasnąć, ale spałam jak kamień, za to Inga zasnęła szybko, ale spała niespokojnie i właśnie w ten sposób się to objawiało.
-Gdzie?!
-Nie wiem!
-Dlaczego?
-Bo będzie padać
-Inga widzę wszystkie gwiazdy, nie ma ani pół chmury, idź spać!
-No dobra
Gdzieś nad ranem dzwoni budzik, mniej
więcej równo ze świtem. Protestuję.
-Nie wstanę dopóki mnie słońce nie wygoni ze śpiwora, zimno jest.
Zasypiamy, znowu budzi mnie Inga.
-Natalia, rower na Ciebie leci!
Podnoszę się, przytomność umysłu
mam na poziomie dobrego kaca, ale faktycznie! Ścieżką ponad nami
jechał francuz i akurat na naszej wysokości potknął się o coś i wpadł w
krzaki z rowerem. Nie dość, że przerażony upadkiem to wystraszył
się jeszcze bardziej kiedy zobaczył nas. Wstaje i coś do nas mówi,
ale zupełnie bezcelowo, nie rozumiemy nic, a i tak z zaskoczenia nie
potrafimy dobyć z siebie słowa. Po chwili odjeżdża, wraca godzinę
później, znowu nas budzi, szuka coś w krzakach bo zgubił przy
upadku.
Za każdym razem kiedy sobie o tym przypominamy (a nie zawsze są to stosowne momenty) wybuchamy niekontrolowanym śmiechem :D Po drodze słyszałyśmy, że Francuzi na mężów to przereklamowany hit, ale jak wzgardzić takim co sam wpada do łóżka (cóż, że z rowerem)?:)
Ostatnia próba wstania, budzę się i
widzę ogromny statek wycieczkowy, ale półprzytomna nie potrafię
tego zrozumieć, budzę Ingę:
-Inga! Wyspa płynie!
![]() |
Płynąca wyspa :) |
Jest koło 8, słońce w końcu wstaje,
zbieramy się, jemy i idziemy. Ostatnia prosta do Taize!
W Tournus idziemy zwiedzić maleńkie
Opactwo, w kościele słyszymy kanony z Taize (jesteśmy tak
blisko!), widzimy znane nam z Maciejówki ikony. Siedzimy i wycieramy
ukradkiem łzy, zdecydowanie z radości...
![]() |
Opactwo |
![]() |
Znajoma ikona |
Miasteczko budzi się do życia,
wszędzie widać Francuzów z długimi bagietkami- niosą świeże
bułki na śniadanie:) Jest tak jak w przeuroczych filmach o Francji,
wszystko jest małe i takie... francuskie.
![]() |
Kolejny kościółek |
Idziemy na wylotówkę,
długa droga przed nami pnie się do góry, mało kto tamtędy
jedzie. W końcu zatrzymuje się starszy pan, sam nas pyta:
-Do Taize? Wsiadajcie!
Podwozi nas kawałek. Jesteśmy na
bardzo górzystym terenie, który dzielnie poskromili Francuzi
budując tam maleńkie wioseczki i urocze zamki wystające z morza
lasów. Wysiadamy i dalej idziemy sporo pieszo, wszyscy kierowcy
pokazują że są stąd i wjeżdżają na prywatne winnice. Znaki
mówią, że do Taize jest tylko 10 km, ale bardzo wątpimy że damy
rade dojść, coś jest nie tak. Po drodze głaszczemy pięknego
konia, który akurat stoi przy drodze.
![]() |
Przeurocze zameczki |
W końcu zabiera nas młode małżeństwo,
nawet nie pytają dokąd jedziemy, nie mówią po angielsku.
Dojeżdżamy z nimi na miejsce, na pewno nie doszłybyśmy pieszo,
jest ciepło, a droga wije się przez wiele wiosek i jeszcze więcej
górek, z naszymi plecakami trasa niewykonalna. Wysiadamy, a nasi
kierowcy zawracają (zawieźli nas tu specjalnie?!). Wszystkie wioski
które widziałyśmy były zupełnie wyludnione, podczas gdy w Taize trafiamy
akurat na modlitwę południową, schodzą się setki ludzi. Modlitwa
jest niesamowitym przeżyciem, ogromna przestrzeń kościoła i
mnóstwo języków i narodowości, ale co z tego? Wszyscy wiemy, że
łączy nas wspólny mianownik, wiemy dla Kogo tu jesteśmy lub Kogo
szukamy.
![]() |
Kolacja, czyli jak niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba |
Po modlitwie w zakwaterowaniu pomagają
nam chłopaki z Polski, jeden jest nawet z Wrocławia, a drugi
kojarzy doskonale Malinę (naszego duszpasterza akademickiego)!
Umyte, najedzone, z rozbitym namiotem i schowanymi bezpiecznie
plecakami, ruszamy robić zdjęcia i zwiedzać teren, jest piękna
pogoda.
Ciężko nam uwierzyć w to, że tam
jesteśmy- głęboko we Francji (jeszcze przedwczoraj byłyśmy w
Polsce!), mając parę euro i z zaspokojonymi wszelkimi potrzebami.
Kolacja dostarcza nam kolejnych
endorfin- w końcu mamy ciepły posiłek, w dodatku przepyszny, choć
banalnie prosty!
![]() |
Bo nam nie uwierzą, że byłyśmy! |
![]() |
Selfie z Taize musi być! |
![]() |
Przepiękne domki w Taize |
Resztę dnia spędzamy poznając zaułki
Taize. To wyjątkowe miejsce. W sposób zaskakująco naturalny łączy
ludzi różnych narodowości, wyznań, gustów, wieku, zwyczajów,
temperamentów, przekonań i pewnie wielu innych rzeczy. Co więcej,
każdego przybysza rozwija i prowokuje do poznania siebie i Boga, a
przede wszystkim docenienia prostoty życia.
Nasze duszpasterstwo ma tutaj swoje
korzenie i widać to na każdym kroku, te same lampy i ikony, ten sam klimat... To ogromne zaskoczenie dla
nas- być na drugim końcu Europy i czuć się jak w domu!
Po wieczornym nabożeństwie zupełnie
wyczerpane kładziemy się spać.
Podziwiam za odwagę i gratuluję dotarcia do wymarzonego celu! :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i z niecierpliwością czekam na kolejne posty, bo czyta się je jak dobrą ksiażkę! Świetne :)
Pozdrawiam :)
Natalko, podziwiam Cię <3. Nie wiem czy ja bym się odważyła na taką podróż, a doskonale pamiętasz, że to ja zawsze byłam "szogunem" w gimnazjum :). Zazdroszczę Wam tak pięknej podróży oraz wspomnień :). Natalko, blog jest świetny, cudownie się go czyta - Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńPs. Przeczytałam wszystkie posty :) :*
Natala juz miałaś drugą szansę na poznanie męża hahah jaka ta Francja romantyczna :D jak czytam te posty to moka wyobraznia szaleje! Marzę o takiej podróży! :)
OdpowiedzUsuń