#1 Dobry start

5.8.15 Natalia Dżunik 2 Comments

Myśląc o tym, jak to wszystko spisać zdecydowałam się całą podróż podzielić na dni. Chociaż to i tak będzie mało rzetelne bo są dni kiedy działo się aż zbyt dużo, a są dni kiedy nie działo się zbyt wiele (ale coś zawsze!).

Pierwszy etap nie był jeszcze autostopem. Zabrałyśmy się z Wrocławia do Niemiec z wujkiem Ingi. Mimo to start był dla mnie maratonem, ponieważ akurat wracałam z wesela. Liczyła się każda minuta odkąd wróciłam do Wrocławia, bo czekało na mnie pakowanie i miałam ogromną nadzieję na wyspanie się w samochodzie.

I chyba właśnie wtedy ogarnęło mnie przerażenie.
Po co ja jadę? Na co mi to? Źle mi bezpiecznie w łóżku? Gdzie będziemy spać? Kto nas zabierze? A jak pogoda będzie fatalna to gdzie się podziejemy?
I milion innych pytań petardowało mi psychikę. Nie pomagało to w pakowaniu, bo ciężko było pozbierać myśli i sprawdzić co mam, a czego nie. Nie da się być odważnym nie czując strachu, bo odwaga to tego strachu właśnie pokonanie. Stwierdziłam ostatecznie, że nie znoszę się rozpakowywać (nawet teraz wolę pisać niż ogarniać pozostałą 1/3 plecaka;)) i skoro mój plecak stoi spakowany to nie ma odwrotu.

Poderwanie plecaka też mnie podłamało, ale z doświadczenia wiem, że jak trzeba będzie to go i z pół metra podrzucę na bagażnik. Ubrana i uzbrojona we wszystko co potrzebne pożegnałam się z nie mniej przerażoną przyjaciółką i poszłam na stację.
Około 13:30 wyruszyliśmy i tą godzinę uważamy za start. Mało ambitnie naszym ostatnim posiłkiem było jedzenie z Macka, które pałaszowałyśmy w drodze. Przerażenie raczej nie odpuściło więc spanie miałam z głowy.


W sumie nie pamiętamy
czego to było zdjęcie:)



Dziesiątki wiatraków po drodze!













Na postoju wyciągnęłyśmy mapę i posłuchałyśmy opowieści o różnych krajach, o tym że we Włoszech wszędzie na stacjach są prostytutki, ale nie kobiety (jak to nazwać? prostytuci?), że w Finlandii nie gasi się silnika, bo zamarza nocą i wiele, wiele innych.
Przejechaliśmy spory kawałek Niemiec gdzieś pod Hagen, zjechaliśmy do mieszkania służbowego się przepakować. Tutaj już zaczęły się schody- dosłownie. Plecaki wnosiłyśmy na 3 piętro.  Mieszkania służbowe mają to do siebie, że nie są wzorcowymi domami, dlatego też dla naszego komfortu zainstalowano prowizoryczną zasłonę do łazienki :D. 
Zasłonka



Póki była okazja skorzystałyśmy z prysznica i wypiłyśmy ciepłą herbatę, potem będzie nam tego bardzo brakować... I chyba tutaj pierwszy raz usłyszałyśmy "Nie boicie się? Ja bym się bał!". Jeszcze wiele razy usłyszymy ten tekst, paradoksalnie najczęściej od ludzi których same byśmy się bały gdyby mieli złe intencje. Zbieramy się i przesiadamy na tira. Inga na widok wnętrza kabiny nie mogła wyjść z zachwytu, ja sama pamiętam w jakim byłam szoku jak odkryłam tam dwa łóżka w środku i miliony „szafek” i półeczek. Kabina to istny mały dom i nic dziwnego, jeśli jedzie się tygodniami. Szczęśliwe że jeszcze mamy łóżko, ten kawałek podróży przespałyśmy jak zabite. 
Obudziłyśmy się już następnego dnia.

Może Ci się także spodobać:

2 komentarze:

  1. No noo noooo... Proponuję żeby następnym razem wybrać się do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Będzie bez bagażu przerażenia...spanie zawsze pewne, trochę więcej pieniędzy trzeba... W drodze. Pa pozdro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Hiszpanii bardzo bym chciała Barcelonę zwiedzić, ale Santiago jak najbardziej i Asyż w przyszłości do zrobienia! :)

      Usuń