#1 Dobry start
Myśląc o tym, jak to wszystko spisać zdecydowałam się całą podróż podzielić na dni. Chociaż to i tak będzie mało rzetelne bo są dni kiedy działo się aż zbyt dużo, a są dni kiedy nie działo się zbyt wiele (ale coś zawsze!).
Pierwszy etap nie był jeszcze autostopem.
Zabrałyśmy się z Wrocławia do Niemiec z
wujkiem Ingi. Mimo to start był dla mnie maratonem, ponieważ akurat
wracałam z wesela. Liczyła się każda minuta odkąd wróciłam do
Wrocławia, bo czekało na mnie pakowanie i miałam ogromną nadzieję
na wyspanie się w samochodzie.
I chyba właśnie wtedy ogarnęło mnie
przerażenie.
Po co ja jadę? Na co mi to? Źle mi
bezpiecznie w łóżku? Gdzie będziemy spać? Kto nas zabierze? A
jak pogoda będzie fatalna to gdzie się podziejemy?
I milion innych pytań petardowało mi
psychikę. Nie pomagało to w pakowaniu, bo ciężko było pozbierać
myśli i sprawdzić co mam, a czego nie. Nie da się być odważnym
nie czując strachu, bo odwaga to tego strachu właśnie pokonanie.
Stwierdziłam ostatecznie, że nie znoszę się rozpakowywać (nawet
teraz wolę pisać niż ogarniać pozostałą 1/3 plecaka;)) i skoro
mój plecak stoi spakowany to nie ma odwrotu.
Poderwanie plecaka też mnie podłamało,
ale z doświadczenia wiem, że jak trzeba będzie to go i z pół
metra podrzucę na bagażnik. Ubrana i uzbrojona we wszystko co
potrzebne pożegnałam się z nie mniej przerażoną przyjaciółką
i poszłam na stację.
Około 13:30 wyruszyliśmy i tą
godzinę uważamy za start. Mało ambitnie naszym ostatnim posiłkiem
było jedzenie z Macka, które pałaszowałyśmy w drodze.
Przerażenie raczej nie odpuściło więc spanie miałam z głowy.
W sumie nie pamiętamy czego to było zdjęcie:) |
Dziesiątki wiatraków po drodze! |
Na postoju wyciągnęłyśmy mapę i posłuchałyśmy opowieści o różnych krajach, o tym że we Włoszech wszędzie na stacjach są prostytutki, ale nie kobiety (jak to nazwać? prostytuci?), że w Finlandii nie gasi się silnika, bo zamarza nocą i wiele, wiele innych.
Przejechaliśmy spory kawałek Niemiec
gdzieś pod Hagen, zjechaliśmy do mieszkania służbowego się
przepakować. Tutaj już zaczęły się schody- dosłownie. Plecaki
wnosiłyśmy na 3 piętro. Mieszkania służbowe mają to do siebie, że nie są wzorcowymi domami, dlatego też dla naszego komfortu zainstalowano prowizoryczną zasłonę do łazienki :D.
Póki była okazja skorzystałyśmy z prysznica i wypiłyśmy ciepłą herbatę, potem będzie nam tego bardzo brakować... I chyba tutaj pierwszy raz usłyszałyśmy "Nie boicie się? Ja bym się bał!". Jeszcze wiele razy usłyszymy ten tekst, paradoksalnie najczęściej od ludzi których same byśmy się bały gdyby mieli złe intencje. Zbieramy się i przesiadamy na tira. Inga na
widok wnętrza kabiny nie mogła wyjść z zachwytu, ja sama pamiętam
w jakim byłam szoku jak odkryłam tam dwa łóżka w środku i
miliony „szafek” i półeczek. Kabina to istny mały dom i nic
dziwnego, jeśli jedzie się tygodniami. Szczęśliwe że jeszcze mamy łóżko, ten kawałek podróży przespałyśmy jak zabite.
Obudziłyśmy się już następnego dnia.
No noo noooo... Proponuję żeby następnym razem wybrać się do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Będzie bez bagażu przerażenia...spanie zawsze pewne, trochę więcej pieniędzy trzeba... W drodze. Pa pozdro
OdpowiedzUsuńW Hiszpanii bardzo bym chciała Barcelonę zwiedzić, ale Santiago jak najbardziej i Asyż w przyszłości do zrobienia! :)
Usuń